top of page

PRZEZ DOLINĘ SANU NA ROWERZE

Oto relacja z, i zarazem propozycja rowerowej wyprawy na terenie Podkarpacia. Całość zamyka się w tradycyjnym weekendowo przedłużonym wypadzie. Z Bieszczad do Rzeszowa na rowerze. A dokładniej z Komańczy przez Sanok i Dolinę Sanu do Rzeszowa. Braliśmy też pod uwagę zakończenie wyprawy w Przemyślu. W tym drugim przypadku trasa wzdłuż Sanu, byłaby jeszcze bardziej bogata w atrakcje. Należałoby też dodać kolejny dzień do wyprawy.

Mapa. Komańcza - Rzeszów

Plan podróży

Plan jest bardzo prosty. Dzięki pomocnemu połączeniu pociągowemu z Rzeszowa do Komańczy można przedostać się ze stolicy Podkarpacia w dzikie lasy z rowerem w około 4 godziny. Potem wystarczy tylko zjechać z gór wzdłuż doliny jednej z rzek aż do Rzeszowa lub w ciekawszym rozwiązaniu - Przemyśla. Po drodze krajobraz od gór i lasów Bieszczad po pagórki pogórza, rzeczki i rzeki, klimatyczne wioski i ich sklepowe centra wszechświata, drewniane cerkwie, dzikie pola namiotowe i wszystko to, czego potrzeba na tego typu wycieczce. Zatem do boju. Wstajemy rano, bardzo rano, gdyż pociąg z Rzeszowa odjeżdża przed 6 rano. Sama podróż pociągiem o świcie i przez ten bogaty widokowo teren to już niecodzienna atrakcja. Słonce wschodzi za zaparowaną szybą. W okolicach 9 30 jesteśmy za to w Komańczy. Zaliczamy oczywiście sklep. Ten w Komańczy to jeszcze taki na pograniczu miastowego sklepu i wioskowego. Samoobsługa, lecz pod drzwiami zawsze kogoś spotkać można.

W drogę, dzień pierwszy Najprostszym rozwiązaniem byłoby zjechać wzdłuż rzeki Osławy przez Rzepedź do Sanoka. Nie dla nas. Urozmaicamy sobie przygodę zaczynając od mocnego podjazdu pod przełęcz Żebrak. Dzicz, w jakiej dawno nie byliśmy. Pusto, lesiście, potoki płynące przez drogę, lub też droga ułożona w potoku, znaki informujące o tym ze kiedyś coś tu było, a teraz nie ma oraz te mówiące, że niedźwiedzi w okolicy nie brakuje. Na górze na początku rozpiera nas euforia, że to już koniec podjazdu, potem okazuje się, że sama przełęcz to nic specjalnego, bo bez widoku. Podczas zjazdu nabraliśmy jednak wiatru we włosy na tyle, żeby zatrzymać się w bazie namiotowej Rabe, dobra miejscówka schowana w górach. Z Rabe podążamy dalej dzicza w kierunku Kalnicy. Droga się pogarsza i powoli zaczynamy żałować wybranej opcji. Bo własnie w tym czasie można byłoby pić piwko w sklepie w Rzepedzi. Zaliczamy Bobrowy stawek, dziurę w dętce i ostatecznie wyjeżdżamy w Kalnicy. Wraz z nastaniem asfaltu wraca chęć życia. Do sklepu na loda i oranżadę. Jedziemy dalej w większości pedałując kilka razy a resztę spędzamy gapiąc się w to co droga przynosi. A przynosi zielone pagórki pełne lasów i łąk, rzeki przy nich i między nimi. Jeżeli widzimy cos ciekawego to się zatrzymujemy i zwiedzamy.

Obóz pierwszy Im bliżej wieczoru, tym większe ochoty na relaks przy rzece i ognisko. Rozglądamy się za miejscówką dość długo, nie chcemy płatnych pól kempingowych i ostatecznie kitramy się gdzieś w okolicach Tarnawy Górnej i Dolnej. Kupujemy prowiant i udajemy się na celebrację wieczoru. Rozkładamy się nad brzegiem rzeki Osławy. Zadbaliśmy, żeby w pobliżu nie było za dużo cywilizacji. Rozbijamy obóz popijając przy tym zimne piwko. Roboty jak zawsze sporo: opał, namioty, mycia. Tyle, że w tym przypadku to właśnie cala zabawa, wszystko po to, aby gdy już płomień zapłonie, a ptaszek zaśpiewa, móc zasiąść przy ognisku i biesiadować w pełnym tego słowa znaczeniu. Słonko zachodzi na strome zbocza klifu na którym rzeka zakręca. Doświadczenie poprzednich wypraw uczy, żeby namiot rozstawiać tak, aby w możliwe rano był przykryty cieniem. Tak jest i w tym przypadku, a co za tym idzie, powoli zwlekamy się z namiotów. To już wrzesień - zimne ranki, a na trawach zbiera się pajęczyna, która z rosa magicznie wyglądana przy poranku.

Dzień drugi Wsiadłszy na nasze rumaki jedziemy dalej. Przejeżdżamy przez Zagórz. Warto tam zrobić przystanek, wdrapać się na wzgórze i podziwiać ruiny klasztoru. Kopią dupę.

Jedynym miejscem całej trasy, kiedy mamy do czynienia z główniejszą drogą i większą osadą, jest Sanok. Przeprawiamy się przez niego jak najszybciej. Mogliśmy też jechać przez Lesko. Gdy miasto już za nami, wkraczamy na drogę doliny Sanu. Od tej pory przez cały dzień będziemy poruszać się wzdłuż niej. Rzeka toruje sobie drogę jak chce, omijając tylko większe gory. Często przeciska się przez ciasne gardło, aby potem rozlać się na wielkiej równi. Podziwiamy te zacne krajobrazy. Robimy też kilka przystanków. Dobrze tu wspomnianej o Żmigrodzie i Uluczu. W tym drugim jest cenna atrakcja - cerkiew na wzgórzu, która nosi miano jednej z najstarszych w Polsce. Na tle innych cerkwi tego typu widać, że ma swoja lata, poza tym posadowienie jej na górze daje już duże poczucie szacunku do tego zabytku.

Ulucz - Cerkiew

Ulucz - Cerkiew

Wkoło wiele super miejscówek. Polne ścieżki prowadzą gdzieś nad wodę, gdzie okoliczni wędkarze porobili sobie łowieckie bazy. Nie brakuje też terenów turystycznych. W jednej z miejscowości widać, że wszystko co tam stoi jest jedynie sezonowymi użytkami. Niby okolica bez specjalnych walorów, lecz takiego domu zaraz nad wielką rzeką, z zejściem prawie plażowym. Do tego molo i bujająca się przy nim łódka. Można pozazdrościć.

Dolina Sanu

Należy wspomnieć, że miedzy Sanokiem a Dynowem nie ma wielkiego wyboru jeżeli chodzi o opcje obiadowe, jeden z nielicznych lokali położony jest w Warze. Tuż obok przeprawa promowa. Ludzi tam zawsze sporo, co dobrze świadczy, najeść się też można.​

Wara - przeprawa przez San

Wara - na promie

Obóz drugi

Na nocleg zajeżdżamy do Dąbrówki Starzeńskiej. Los chciał, że miejscówki na spanie nie musieliśmy długo szukać. Otóż nad rzeką znajduje się elegancka wiata i nadbrzeżnym tarasem pełniącym funkcję polna namiotowego. Piękne miejsce. W okolicy był kiedyś nawet ustęp, lecz zarósł już krzakami. W pobliżu trudno o drewno, ale przechodząc się po sąsiednich zagajnikach nazbieraliśmy wystarczająco, aby upiec ziemniaki (znalezione na polu obok).

Zachód słońca nad Sanem

Dąbrówka Starzeńska - obóz

Podsumowanie Pomimo, że to nie była ani odległa wyprawa w dalekie tereny, to przygodę wywieźliśmy z niej barwną. Różnorodność terenu, przez który przejeżdżaliśmy sprawiała, że za każdy zakręt wyglądaliśmy z zaciekawieniem. Co chwilę spotykane obiekty małej i większej tradycyjnej architektury wraz z cudami natury stworzyły odpowiedni podkarpacki klimat.

Propozycja Wycieczki

Typ: Rower Trasa: Komańcza - Zagórz - Sanok - Mrzygłód - Ulucz - Dynów - Rzeszów Czas trwania: Minimum 3 dni / 2 noce Dojazd/Powrót: Pociąg na linii Rzeszów - Komańcza Teren: Góry i pagórki, jazda wzdłuż dolin rzek Atrakcje po drodze: Cerkwie i kościoły w mijanych miejscowościach, ruiny klasztoru w Zagórzu, doliny rzeki Osławy i Sanu, miasto Sanok

Trasa do pobrania

Poniżej załączam ślad trasy, którą pokonaliśmy wzbogaconą o wariant jazdy z Komańczy przez Rzepedź, oraz wariant przez Lesko i Zamek Sobień.

Aby pobrać plik, należy kliknąć w interesujący Cię format. Otworzy się plik tekstowy. Teraz skieruj się w prawy górny róg i kliknij ikonę pobierania.

Relacja filmowa

bottom of page