top of page

KIRGISTAN - PLANY, PRZYJAZD I PIERWSZE KROKI

Inspiracje

Idea wyjazdu do Kirgistanu powstała dość spontanicznie. Chwilę potem nie mogłem się doczekać, aż w końcu moja stopa stanie na kirgiskiej ziemi. Jeszcze przed zakupem biletów zastanawiałem się czy warto i wchodziłem w wyszukiwarkę wpisując hasło "Kirgistan". Wszelkie niejasności rozpływały się w jak piwna piana. Popatrując na zdjęcia i filmy z Kirgistanu moje oczy wyskakiwały z orbit, a mózg pytał się sam siebie: Jak to możliwe, ze taki kraj z takimi górami nie jest jeszcze powszechnie znany i jeszcze o nim nie słyszałem? Ostatecznie, to dobrze, że sława o nim jeszcze do nas nie dotarła. Jeżeli byłoby odwrotnie to cały kraina straciłaby wiele ze swego dzikiego uroku. Na na przyjezdnych grubasów z bogatych krajów czekałby dorożki i kompleksy hotelowe pobudowane w najdalszych zakątkach tej krainy o górach i rzekach prawdziwych i klarownych jak wino z dziadkowej butli. Najlepsze jest to, że to co widziałem wcześniej na zdjęciach i wyglądało nieźle, w rzeczywistości naprawdę tak wyglądało. Zawsze, gdy przeglądam rozreklamowane oferty różnych wypadów, widzę piękne obrazki zero tłumów, a gdy nagle udaje mi się trafić w jedno z tych miejsc prawdziwe oblicze okazuje się nie, aż tak cudowne. Kirgistanu to nie dotyczy.

Kupno biletów

Pojechaliśmy we 3 chłopa - ja, Tomek i Arek. Padło na przełom czerwca i lipca 2017. Kupiliśmy bilety samolotowe w tureckiej linii lotniczej Pegasus Airlines. Tania lina, ale oferuje loty łączone. Jeden bilet na trasie Lwów - Istambuł - Biszkek, a dwa na trasie Londyn Stansted - Istambuł - Biszkek, ponieważ stacjonujemy w UK. Akurat wszystko siadło elegancko. Mieliśmy się spotkać w Stambule i dalej lecieć już razem. Z Polski też można lecieć w przeróżnych kombinacjach. Łatwo sprawdzić aktualne ceny i kierunki na jednej z wyszukiwarek lotów. np sky scanner. Opcja, która wybraliśmy jest chyba najtańszą z możliwych (chcąc wylecieć z okolic Polski). Za bilet zapłaciliśmy około 240 euro na głowę. Cena zawierała lot łączony w dwie strony z bezpłatnym bagażem podręcznym-kabinowym 8kg oraz z dokupionym bagażem 20kg (około 90zł). Generalnie bagaż dodatkowy w Pegasusie wychodzi dość tanio - rower ponoć też. Bilety kupiliśmy na 4 miesiące przed planowaną podróżą. Na kilka tygodni przed wylotem przytrafił nam się mały psikus. Odwołany został lot na trasie Lwów-Istambuł. Załatwienie sprawy poprzez stronę przewoźnika (mają bardzo kiepską stronę, w której wiele rzeczy nie działa tak jak powinno) po wielokrotnych próbach nie przyniosło rezultatów. Dzwonienie do nich - jak najbardziej, aczkolwiek konieczna jest znajomość języka angielskiego. Pan sprawnie załatwił sprawę. Ostatecznie polecieliśmy wszyscy z Londynu, a dodatkowym kosztem dla Tomka było załatwienie sobie biletu z Polski do Londynu, co akurat nie wyszło specjalnie drogo. Powrotny lot do Lwowa był dalej aktualny. Pegasus ma dobre ceny, ale jak to w taniej linii bywa, warto mieć głowę na karku. Gdyby nie opcja Londyńska to Tomek pewnie by nie poleciał. Zastępczym połączeniem, które zostało mu zaoferowane był lot o 10 dni wcześniej, lub nieco później w zakresie odbiegającym istotnie od ustalonych dat.

Pakunki i organizacja

Nasza wyprawa jest skierowana głownie na górskie przygody, także nasze ekwipunki tez takie były. Mając świadomość tego, że trzeba będzie z tym co mamy pokonywać duże piesze odległości i przewyższenia staraliśmy się spakować jak najlżej. W skrócie musieliśmy być przygotowani na przerwanie kilku nocy w górach pod namiotem. Bierzemy zatem dobre górskie buty jak i odzież sportową, 4-5 koszulek i tyle samo bielizny. Namiot - to co mamy, czyli jeden z najtańszych egzemplarzy w decathlonie przeznaczony dla 3 osób. Waży około 3.8 kg, więc rozdzielamy go na dwie części. Do tego lekkie śledzie plastikowe. Ten zestaw zdał egzamin. Każdy wziął śpiwór na około 5-9 stopni komfortu. Daje sobie radę w na przełomie czerwca i lipca, ale na wysokości +3400m n.p.m. na którą dotarliśmy może to być już lekko za mało. Jeżeli ktoś nie ma sprzętu a nie chce wydać grubej kasy na śpiwór to taki w okolicach 5-9 stopni a ważący do 1 - 1.5kg może upolować za około 200-300zł. Poza tym, zamiast tanich i lekkich karimat wzięliśmy materace i matę samopompującą. Wygoda nieporównywalnie większa, objętość mniejsza, ale za to cena wyższa. Kuchenka do gotowania to coś obowiązkowego mając na uwadze pójście w góry w Kirgistanie. My wzięliśmy 2, aby szybciej gotować. Butle gazowe kupiliśmy na miejscu w miejscowości Karakol. Zabraliśmy też trochę suchego jedzenia w postaci kasz kus kus, makaronów, ryżu, zupek i konserw. Cześć z tego asortymentu można było potem kupić na miejscu, ale jak macie miejsce w bagażu to polecam wziąć. Polskiej wódki nie wzięliśmy, bo za szybko się wszystko działo przed wyjazdem, lecz na pewno by się tam przydała.

W kirgiskich dolinach płynie dużo strumieni i zdobywanie wody jest tam raczej proste. Kupiliśmy tabletki do uzdatniania wody, ale po ich kilkukrotnym użyciu (woda smakuje chlorem jak w basenie) nieroztropnie piliśmy wodę prosto ze strumienia. Nie mieliśmy problemów, lecz trzeba uważać i brać wodę z małych źródełek, bo blisko dużych rzek często pasie się dużo bydła, a na około nich jest tyle samo albo i więcej kup.

Zdobywanie informacji o Kirgistanie jest trudniejsze niż w przypadku wyjazdu w znane miejsca. Przewodników książkowych za dużo nie ma. Jedyne co udało nam się zdobyć w języku polskim to "Kirgistan. Przewodnik globtrotera - Dawid Dudek". Poza tym w języku angielskim mieliśmy dość dobrego ebooka z serii Lonely Planet. W dużej mierze pomógł Internet, gdzie na kilku polskich blogach jest dużo informacji.

Witamy w Biszkeku

Po przeprawie samolotowej, w której wszystko poszło jak należy lądujemy w stolicy Kirgistanu - Biszkeku. W samolocie turystów za wielu nie było, większość to radosne kirgiskie twarze cieszące się tym, że wracają do domu. Zanim jeszcze opuściliśmy budynek lotniska obskoczyło nas kilku kierowców i zaczęło naganiać nas do swoich limuzyn. Szukali szybkiego zarobku na zbłąkanych turystach, pieniądze mieli w oczach. Kilka dni później lokalny przewodnik opowiedział nam, jak to nieogarnięci angole zabulili co najmniej 10 razy tyle co powinni za taksówkę z lotniska, bo dali się tak złowić. Zazwyczaj naganiacze atakują dopiero po wyjściu z budynku, ale tam nie maja sumienia. Nie z nami te zabawy, polskie pochodzenie i doświadczenie w tego typu sytuacjach pozwoliły nam się z nimi bardziej pobawić i z uśmiechem na ustach posłuchać jaką ściemę nam wciskają mówiąc o cenach. Na lotnisku język angielski słabo się sprawdzał, wszelkie sprawy trzeba było załatwić raczej łamanym rosyjsko-polskim. Oni rozumieli, my też.

Do Kirgistanu na pobyt typowo turystyczny nie potrzeba wizy. Przed wyjazdem znalazłem w sieci informacje, że po przylocie do Kirgistanu, należy zarejestrować swój pobyt (w Biszkeku lub niektórych hotelach). Z kolei na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych było napisane wyraźnie, że rejestracja nie jest konieczna do 60 dni przebywania w Kirgistanie. My mieliśmy spędzić w nim niespełna 2 tygodnie. Obsługa na lotnisku średnio kumała o co chodzi, ale ostatecznie poradziła, że nie musimy się rejestrować (czerwiec 2017). Nie rejestrowaliśmy się więc, nigdzie nas nie sprawdzali i cała sprawa przemknęła obok nas. Po aktualne informacje odsyłam do strony Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Waluta obowiązująca w Kirgistanie to som.

100 som = 6zł

Walutę raczej trudno zdobyć przed wyjazdem, więc konieczna jest wymiana na lotnisku. Najlepiej zabrać ze sobą dolary amerykańskie lub euro, funty bądź złotówki odradzam. Niewielką sumę wymieniliśmy na lotnisku, a resztę kasy zaraz po dojechaniu do Biszkeku. Kantorów i pseudo-kantorów nie brakuje.

Jeszcze przed wyjściem z lotniska ogarnęliśmy lokalne karty sim z pakietem Internetu. Niepozorna budka stoi w budynku. Koszt to około 100 som - 6zł za tygodniowy pakiet internetu.

Po opuszczeniu gmachu lotniska przedarliśmy się przez taksówkarzy i odnaleźliśmy busika jadącego do Biszkeku. Wsiadamy do marszrutki (tak nazywa sie tam busik) i jedziemy do stolicy za 50 som za osobę. Ceny taksówkowe oscylowały w okolicach 300-600 som. Naganiacze i cały lotniskowy syf został za nami. Podczas, gdy rozmowny i uradowany pan kierowca wiezie nas na dworzec zachodni w Biszkeku, my podziwiamy pierwsze krajobrazy kraju gór i koni. Banany na twarzach.

Relacja video z wyprawy do Kirgistanu

bottom of page